Blocks of flats, CC BY SA Studio Lekko
Kochane Osoby Newsletterowe,
Najpierw - w ramach wstępu - napisałam parę słów na temat polskiego piekiełka kampanijnego, w kontekście klimatycznym oczywiście.
Jeśli ktoś ma już serdecznie dość krajowego bagna (z całym szacunkiem dla bagien, które są SUPER KLUCZOWE w ograniczaniu zmian klimatycznych), zapraszam do lektury części drugiej, zatytułowanej (wcale nie clickbaitowo!): KRÓTKA HISTORIA EKOFASZYZMU I JEGO WSPÓŁCZESNE OBLICZA.
Zapraszam do lekturki!
Got
I. Klimatyczna POSUCHA kampanijna, czyli o wielkiej nieobecnej kampanii prezydenckiej
(p.s. brak jakiejkolwiek KANDYDATKI to też skrajny skandal!)
Za nami kolejny pełen - eeeee - WRAŻEŃ tydzień - mam nadzieję, że trzymacie się dobrze w tym okropnym, homofobicznym pandemonium wyborczym, którego kulminacją była środowa kuriozalna debata prezydencka. Zorganizowane przez TVP STARCIE TYTANÓW nie uwzględniło oczywiście żadnego z kluczowych z perspektywy tego newslettera tematów. W tym kontekście jest coś niezwykle symbolicznego w fakcie, że odbyło się ono właśnie 17 czerwca - akurat w Światowy Dzień Przeciwdziałania Suszy i Pustynnieniu. Bezpieczeństwo energetyczne i wodne kraju, implementacja założeń europejskiego Nowego Zielonego Ładu, alarmujący wzrost emisji CO2 zanotowany w ramach odmrażania światowej gospodarki, czy syberyjskie fale upałów – to tylko ułamek kwestii które NIE zostały poruszone podczas środowej debaty, bo OCZYWIŚCIE lepiej było po raz kolejny pochylić się nad kwestią obecności zajęć z religii w szkołach – tym razem w kontekście przygotowań do komunii - albo odpalić kolejny odcinek festiwalu skrajnej homofobii. (Dla jasności: nie mówię, że kwestia obecności religii w szkołach nie jest istotna, ale była już omawiana wielokrotnie, plus rozwiązania proponowane przez aktywne strony sporu wydają się być dość jasne).
Jedno jest pewne – w kontekście legendarnych rozterek “co by tutaj sprezentować milusińskim z okazji komunii” - ani organizatorzy debaty, ani też żaden z kandydatów, nie pomyślał o DARZE OMAWIANIA KWESTII ISTOTNYCH PODCZAS KLUCZOWYCH DEBAT POLITYCZNYCH.
O spektrum naszych zainteresowań otarło się pierwsze pytanie, dotyczące relokacji uchodźców i polskiej strategii i zobowiązań w tej materii. Nie udało się jednak żadnemu z kandydatów ubrać tego pytania we właściwy, klimatyczny kontekst, czy nawet zaprezentować jakiejś całościowej wizji krajowej polityki migracyjnej, czyniąc z niego wyłącznie probierz skali rasizmu poszczególnych polityków. I znowu robi się mocno symbolicznie: kiedy to piszę, czyli w sobotę 20 czerwca, obchodzimy Światowy Dzień Uchodźcy. ECH.
Problem doboru tematów uznawanych za istotne politycznie i nośne medialne w tego typu debatach, to oczywiście przyczynek do niekończącej się dyskusji, jednak w świetle opublikowanych w tym tygodniu badań Reutersa najwyższy czas odrzucić błędne przekonanie, że klimat Polaków nie obchodzi – 71% respondentów uważa kwestie związane ze zmianą klimatu za bardzo lub nadzwyczaj istotne, co plasuje nas nieco powyżej średniej z przebadanych 40 krajów (średnio uważa tak 69% pytanych). Co ciekawe - dominującym źródłem wiadomości o kryzysie wciąż pozostaje telewizja (choć występują w tej materii wyraźne różnice pokoleniowe, z młodszymi grupami wiekowymi chętniej korzystającymi z większej liczby źródeł). Wydawało by się więc, że TELEWIZYJNA debata uwzględniająca kwestie KLIMATYCZNE to po prostu bezpośrednia odpowiedź na nasze potrzeby.
No cóż, szans by ocenić i porównać stanowiska (przynajmniej części) kandydatów w kwestiach klimatycznych dostarcza nam szczęśliwie internet. Opcję ekspresowego updejtu można zrealizować w ramach interaktywnego projektu Wybory Prezydenckie 2020, gdzie Polska The Times zadaje kandydatom 10 pytań, w tym o ich stosunek do odnawialnych źródeł energii (OZE) i węgla. Jeśli ktoś szuka jednak bardziej szczegółowych odpowiedzi (choć udzielonych przez zaledwie czwórkę kandydatów), to serdecznie polecam serię rozmów publikowanych przez Biznesalert – dowiedzieć się z niej możemy jakie strategie w zakresie bezpieczeństwa energetycznego mają: Szymon Hołownia, Krzysztof Bosak, Rafał Trzaskowski i Robert Biedroń. Aktualną sytuację w polskiej energetyce (a co za tym idzie i dotychczasową strategię Andrzeja Dudy) dobrze podsumowują rozmowa z Ministrem Klimatu Michałem Kurtyką i rozmowa z byłym prezesem PGE Krzysztofem Kilianem.
UF.
Wiem, że robię w tej części trochę to, czego obiecałam NIE ROBIĆ, czyli zalewam Was strumieniem danych i strasznych terminów, od których niewkręconym w temat osobom zamyka się mózg. Wkręconym z resztą też. Wydaje mi się jednak, że - na skali tego co MY, PERSONALNIE, możemy zrobić dla klimatu - głosowanie na osoby które traktują tę kwestię poważnie i mają chociaż jakąś spójną wizję krajowej strategii odchodzenia od węgla oraz SENSOWNY, POZBAWIONY UPRZEDZEŃ STOSUNEK DO ATOMU, jest zdecydowanie na pierwszym miejscu.
W nagrodę za Waszą dzielność i cierpliwość: klimatyczny suchy żarcik of the week, a po nim zapraszam do CZĘŚCI DRUGIEJ.
II. KRÓTKA HISTORIA EKOFASZYZMU I JEGO WSPÓŁCZESNE OBLICZA
Uznajemy, że oddzielenie ludzkości od natury (…) prowadzi do zniszczenia ludzkości i śmierci narodów. Tylko poprzez ponowną integrację ludzkości z całą przyrodą możliwe jest prawdziwe wzmocnienie naszego ludu. (…) Sama ludzkość nie jest już podstawowym obiektem refleksji, ale życie jako całość. Dążenie do połączenia się z całością życia, z samą naturą - naturą, w której się urodziliśmy - to właśnie jest najgłębsze znaczenie i prawdziwa esencja myśli narodowo-socjalistycznej
Ernst Lehman, biolog i nazista, 1934 r. [za Peterem Staudenmaierem w jego świetnej publikacji Ecofascism: lessons from the german experience]
Przyzwyczaiłyśmy się myśleć - chociażby na skutek narzucających się skojarzeń między denializmem klimatycznym a środowiskami ultrakonserwatywnymi czy alt-rightowymi, że walka środowiskowa i ruchy ekologiczne ściśle związane są z kręgami progresywnymi i lewicowymi. Mająca dyskredytować lewicę (czy tam świadomego środowiskowo postępowca) figura zwariowanego, pijącego hektolitrami mleko sojowe eko-cyklisty, często przywoływana przez skrajną prawicę właśnie, utwierdzała nas przez ostatnie lata w tym przekonaniu. I być może przez kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt ostatnich lat tak właśnie było, przynajmniej w przestrzeni głównego nurtu politycznej myśli ekologicznej. To jednak nie znaczy, że było tak zawsze, ani tym bardziej - że zawsze tak będzie.
W marcowym raporcie wydanym przez Fundację Róży Luksemburg, “Burning Earth, changing Europe: How the racist right exploits the climate crisis - and what we can do about it” Hilary Moore - działaczka środowiskowa i ekspertka zajmująca się ideologią głębokiej prawicy pisze:
“Polityka przyrody szybko staje się trudna, ponieważ natura nie może mówić sama za siebie. W pewnym sensie przyroda jest jak ekran, na który ludzie i społeczeństwo rzutują swoje subiektywne wartości, motywacje i aspiracje. W rezultacie natura może znaczyć prawie wszystko, w zależności od tego, kto mówi lub podejmuje działania w jej imieniu. Kiedy przyroda ma być chroniona, to kto ma prawo ją chronić i przed kim? Kiedy naturę należy oswoić, to kto ma prawo ją zdominować i dlaczego?
(…)Niewygodna prawda jest taka, że istnieją pewne skrajnie prawicowe i przyjazne dla środowiska grupy konserwatywne, które są autentycznie zaangażowane w ekologię i świat przyrody. (…)Decyzja o zlekceważeniu tych tendencji jest poważnym błędem. Nie tylko uniemożliwia postępowym ruchom zrozumienie, w jaki sposób prawe skrzydło formułuje swoje narracje, z których niektóre skutecznie mobilizują ludzi na ulicach i przy urnie wyborczej, ale także uniemożliwia nam dokładne odczytanie szybko zmieniającego się krajobrazu politycznego. Mówiąc ściślej, bagatelizując rolę skrajnej prawicy, nie jesteśmy w stanie dostrzec zróżnicowanego sposobu, w jaki wykorzystuje ona kwestie środowiskowe i zmiany klimatu do własnych celów politycznych.”
Historia ekologii już u samego swojego zarania spleciona była z rasizmem. Jednoczące się Niemcy, ojczyzna terminu “ekologia”, już w XIX wieku obfitowały w myślicieli gotowych łączyć romantyczną troskę o środowisko naturalne z twardym nacjonalizmem. Kluczowe postaci filozoficznego “zwrotu w stronę natury” - Ernst Moritz Arndt i Wilhelm Heinrich Riehl z jednej strony zadziwiają współczesnym spojrzeniem na kwestie środowiskowe - z drugiej - przerażają eugenicznymi postulatami rasowej czystości.
“Musimy ocalić las, nie tylko po to, aby nasze piece nie ostygły zimą, ale także, aby puls życia Niemieckich ludzi nadal bił ciepło i radośnie, tak aby Niemcy pozostały Niemcami” - pisał w 1853 roku Riehl.
Zoolog Ernst Haeckel, autor ukutego w 1867 roku terminu “ekologia”, był zwolennikiem tezy o supremacji rasy nordyckiej, przeciwnikiem mieszania się ras i również entuzjastycznym apologetą eugeniki. Był też - jak wskazuje Staudenmeier w niedawnym wywiadzie z Przemysławem Witkowskim - twórcą monizmu - “darwinistycznej filozofii społecznej, łączącej ekologiczny holizm z wiarą w nordycką wyższość rasową, a w okresie I wojny światowej także z żarliwym antysemityzmem i antykomunizmem.”
W rezultacie, na początku XX wieku, swoisty rodzaj „ekologicznej” argumentacji, przesyconej prawicowymi treściami politycznymi osadził się w kulturze politycznej Niemiec.
Jak pisał Staudenmaier: “W niespokojnym okresie wokół I wojny światowej mieszanka etnocentrycznego fanatyzmu, regresywnego odrzucenia nowoczesności i prawdziwej troski o środowisko okazała się naprawdę bardzo silną miksturą. Głównym nośnikiem upowszechnienia tej konstelacji ideologicznej był ruch młodzieżowy, który odegrał decydującą, ale wysoce ambiwalentną rolę w kształtowaniu niemieckiej kultury popularnej w ciągu pierwszych trzech burzliwych dekad tego wieku. Ruch znany również jako Wandervögel”.
Jednym z kluczowych myślicieli definiujących ideologiczną podbudowę Wandervögel był filozof Ludwig Klages, autor głośnego eseju z 1913 roku: “Człowiek i ziemia”. W swoich rozważaniach
“Klages przewidział prawie wszystkie tematy współczesnego ruchu ekologicznego. Potępił przyspieszone ginięcie gatunków, zaburzenie globalnej równowagi ekosystemowej, wylesianie, eksterminację rdzennej ludności i dzikich siedlisk, rozrastanie się miast oraz rosnącą alienację ludzi od natury. Wyraźnie potępiał kapitalizm, hiperkonsumpcję i ideologię „postępu”. Potępił nawet niszczącą środowisko turystykę i rzeź wielorybów, a także postulował uznanie planety za całość ekologiczną. Wszystko to w 1913 roku!”. [za Staudenmaier]
Mimo pozornie progresywnych inklinacji, w pozaekologicznej sferze Klages prezentował poglądy mocno konserwatywne, był też zaciekłym antysemitą.
Obecność rasistowsko-nacjonalistycznych motywów we wczesnej myśli ekologicznej przeszła na barkach ruchu młodzieżowego prosto do ruchu narodowo-socjalistycznego, pomagając w ukonstytuowaniu się tzw. zielonego skrzydła partii nazistowskiej i wyrażonej przez nazistowskiego ministra rolnictwa, Richarda Walthera Darre, koncepcji “jedności Ziemi i Krwi”.
[za Staudenmaier] “Koncepcja Ziemi i Krwi daje nam moralne prawo do odzyskania tyle ziem na Wschodzie, ile jest konieczne do ustanowienia harmonii między ciałem naszego Ludu a przestrzenią Geopolityczną” - pisał Darre.
Zielone postulaty nazistów nie były wyłącznie pustymi deklaracjami - poza anegdotycznym wegetarianizmem Himmlera i Hitlera w “zielonych kręgach nazistowskich” na poważnie debatowano nad zastosowaniem odnawialnych źródeł energii (przede wszystkim wodnej) i rozpatrywano je jako przyszłe alternatywy dla energii pochodzącej z węgla. Darre zapoczątkował też szeroko zakrojony program organicznego rolnictwa.
[za Staudenmaier] W marcu 1933 r. Na szczeblu krajowym, regionalnym i lokalnym zatwierdzono i wdrożono szeroki wachlarz przepisów ekologicznych. Środki, które obejmowały programy zalesiania, przepisy chroniące poszczególne gatunki zwierząt i roślin oraz dekrety konserwatorskie blokujące rozwój przemysłowy, niewątpliwie zaliczały się do najbardziej postępowych w tym czasie na świecie. Zarządzenia dotyczące planowania zostały zaprojektowane w celu ochrony siedlisk dzikiej fauny i flory i jednocześnie domagały się szacunku dla świętego niemieckiego lasu. Państwo nazistowskie stworzyło również pierwsze rezerwaty przyrody w Europie. największym osiągnięciem nazistowskich ekologów była Renesnaturschutzgesetz z 1935 r. To całkowicie bezprecedensowe „prawo ochrony przyrody”, nie tylko ustanowiło wytyczne dotyczące ochrony flory, fauny i „pomników przyrody” w całej Rzeszy; ograniczyło także komercyjny dostęp do pozostałych obszarów dzikiej przyrody. Ponadto kompleksowe zarządzenie „wymagało od wszystkich urzędników krajowych, stanowych i lokalnych konsultowania się z organami Naturschutz przed podjęciem jakichkolwiek działań, które spowodowałyby zasadnicze zmiany na wsi”.
Fascynujący aspekt nazistowskiej polityki środowiskowej, z motywem polskim, omawiają w ramach Biennale Warszawa, twórcy i twórczynie trwającej jeszcze do 28.06, świetnej wystawy “Rasa i Las”. (Wystawa została w pełni zdigitalizowana, tak więc przestrzeń Biennale można odwiedzić też wirtualnie!).
Autorzy i autorki wystawy idą archiwalnym tropem sprawy nr 1307 - pozwu skierowanego przeciwko 11-stu obywatelom niemieckim, wniesionego w 1947 roku przed Komisję Narodów Zjednoczonych ds. Zbrodni Wojennych przez polską delegację pod przewodnictwem Mariana Muszkata. 11 oficerów wyższej rangi i szefów wydziałów leśnictwa w Generalnym Gubernatorstwie postawionych zostało w stan oskarżenia za “świadomie niszczenie polskich lasów, w celu dostarczania drewna dla niemieckiej gospodarki wojennej i oszczędzenia tym samym własnych zasobów” – co konstytuowało zbrodnię wojenną polegającą na wyzysku gospodarczym, w świetle art. 55 konwencji Haskiej z 1907 r.
I choć art. 55 określa przede wszystkim zasady administrowania dobrami publicznymi na terenach okupowanych (w tym: lasami) a także, mimo że ostatecznie skazana został tylko oskarżony również o inne zbrodnie Jozef Muller – zastępca Generalnego Gubernatora - twórcy i twórczynie wystawy dopatrują się w tej sprawie zapowiedzi późniejszej koncepcji ekobójstwa, zbrodni przeciwko środowisku naturalnemu.
Najciekawszym z perspektywy podjętego dzisiaj tematu elementem wystawy, jest prezentacja wydawanej w trakcie wojny na terenie Generalnego Gubernatorstwa gazety “Wald und Holtz”. Treści zawarte w gazecie pozwalają zderzyć historię zielonej polityki nazistowskich Niemiec z wyniszczającą polityką prowadzoną na terenach okupowanych, obnażając wewnętrzną sprzeczność i hipokryzję ekofaszymu, gdzie postulowana dbałość o środowisko zawsze ma wymiar wyłącznie wewnętrzny i odbywa się kosztem eksploatacji terenów uznanych za “zbędne” czy też “podległe” [czy nie ujawnia się też w tu w całej okazałości analogia do kapitalistyczno-imperialistycznej logiki eksploatacji ziemi?].
[zdjęcie ze strony https://biennalewarszawa.pl/rasa-i-las-2/]
Jak piszą osoby tworzące wystawę:
“Materiał archiwalny zawarty w gazecie „Wald und Holz” dostarcza nie tylko wielu dowodów na to, jak leśnictwo zostało wykorzystane do zniszczenia środowiska; daje nam również rzadki wgląd w metody zarządzania przestrzenią, rasizm środowiskowy oraz politykę klimatyczną III Rzeszy. Nasze badanie (…) ujawnia zdradliwą myśl ekologiczną, w której żydowskie, polskie i ogólnie słowiańskie życie uważane jest [nie tylko za niegodne życia], ale również za niegodne natury. (…) Oprócz specjalistycznych i naukowych artykułów poświęconych leśnictwu, statystyk, formularzy i danych dotyczących produkcji drewna, niektórzy autorzy „Wald und Holz” świadomie prezentowali antysemicką i rasistowską ideologię w terminologii środowiskowej. Powtarzającym się motywem było ukazywanie wyższości kochających naturę Germanów nad Słowianami, którzy byli opisywani jako okrutnicy niezdolni do troski o swoje lasy. Zaniedbane lasy pod opieką Słowian zostały przedstawione w serii niejednoznacznych zdjęć krajobrazowych pokazujących jałowe i zniszczone tereny. W artykule Rasa i las postawiono tezę, że wschodnie rasy, charakteryzujące się słabością moralną, pozostają odpowiedzialne za zniszczenie swoich lasów, podczas gdy rasy zachodnie, odgrywające rolę obrońców natury, kierowane są odwieczną mocą ekologii.”
Oto wybrane cytaty z artykułów opublikowanych na łamach “Wald und Holtz”:
„Rasa wschodnia i wschodniobałtycka mają dla przyrody nastawienie niemal nieprzyjazne. Podczas gdy rasa wschodnia ustępuje silnemu działaniu przyrody z drogi, i stara się usunąć możliwie daleko od walki o byt i oddać się rozmyślaniom, to rasa wschodnio-bałtycka rozbija się poniekąd wśród przyrody i stwarza z niej przez to twór zniekształcony. Ta ostatnia nie unika jednak tak walki o byt jak rasa wschodnia. Przyjmuje wszystko z poddaniem się i przeżywa bez walki to, co zdarzy los”.
„Rasy wschodnia i wschodnio-bałtycka żyły stale w walce z lasem. Pochodziły one z równin, w ich dzielnicach nie zaznaczały się wyraźne działania ochronne lasu. Raczej niejednokrotnie tego musieli doznawać, że las zagarniał w swoje potężne ramiona ich role. (…) Stało się więc, że rozwinęła się u nich pewnego rodzaju nienawiść do drzewa i krzewa.”
Jak widzimy, świadoma klimatycznie skrajna prawica ma niezwykle mocne ugruntowanie w historii myśli środowiskowej.
Jej powrót z kolei to niestety nie jest kwestia mgliście pojętej, odległej przyszłości. Różnica postaw w zakresie przypisywania wagi kwestiom zmian klimatycznych między zwolennikami prawicy i lewicy, choć spora w USA i o dziwo - w Szwecji - w pozostałych przebadanych przez Reutersa krajach nie jest bardzo duża. Średnio 81% lewicowców uznaje kwestię kryzysu klimatycznego za bardzo albo niezwykle istotną, w porównaniu do 58% osób określających się jako prawicowe.
Jak zauważa w tegorocznym, specjalnym raporcie sporządzonym dla Columbia Journalism Review Betsy Hartman, w amerykańskich środowiskach konserwatywnych i prawicowych następuje przesunięcie postaw względem zmian klimatycznych, przede wszystkim na osiach pokoleniowych i genderowych:
“Niedawny sondaż Pew Research Center o poglądach Amerykanów na klimat i energię wykazał, że 67 procent społeczeństwa uważa, że rząd federalny robi zbyt mało, aby ograniczyć skutki zmian klimatu. Przewidywalnie: ze stwierdzeniem tym zgadza się 90 procent Demokratów, 65 procent umiarkowanych do liberalnych republikanów i 24 procent konserwatywnych republikanów. Ale republikanie są również podzieleni na osi pokoleń i płci. Ponad połowa republikanów-millenialsów i republikanów z generacji Z chce większej liczby klimatycznych działań rządowych, w porównaniu do mniej niż jednej trzeciej osób z pokolenia Baby Boomers i osób starszych. Republikanki znacznie częściej opowiadają się za działaniami na rzecz klimatu niż mężczyźni republikanie. Ponieważ bezpośrednie skutki zmian klimatu stają się coraz bardziej widoczne, w postaci silnych fal upałów, burz, pożarów, susz i powodzi przybrzeżnych, zaprzeczanie zmianom klimatu będzie prawdopodobnie coraz trudniejsze.”
Jak wskazuje w swoim rewelacyjnym, przekrojowo omawiającym historię ekofaszystowskiej idei tekście “Avocado Politics” Nils Gilman:
“Całe pokolenie wyznawców postępu żyło w przekonaniu, że zaprzeczanie zmianom klimatu jest taktyką przyjętą przez prawicę, ponieważ zaakceptowanie rzeczywistości nauki o klimacie zmusiłoby ich do przyjęcia rozwiązań politycznych, których nienawidzą. Ale chociaż retoryka „zagrożenia środowiskowego” może zainspirować wysiłki na rzecz ochrony populacji o szerokim zasięgu, może też prowadzić do gromadzenia zasobów przez potężnych i prób wykluczenie grup zewnętrznych. Innymi słowy, bariery, które ludzie mogą chcieć zbudować, aby dostosować się do realiów rosnących temperatur, mogą obejmować nie tylko falochrony powstrzymujące przypływy, ale także mury graniczne, aby powstrzymać powódź ludzi uciekających przed skutkami zmian klimatu, ograniczanie możliwości rozwoju gospodarczego do białych ludzi, a może wręcz bezpośrednie popieranie ludobójstwa. Perspektywa ta jest tym, co przez ostatnią dekadę nazwałem, mniej opisowo niż przewidywalnie, „polityką awokado”: zieloną na zewnątrz, ale brązową (koszula) w centrum. (…) Ponieważ tradycyjne partie konserwatywne rozpadają się, a skrajna prawica zyskuje władzę w wielu krajach, przyjęcie realiów globalnego ocieplenia prawdopodobnie zostanie wykorzystane do zapewnienia nowego, silnego zestawu uzasadnień dla skrajnie prawicowego programu politycznego. Rzeczywiście, polityka awokado jest dobrym przykładem tego, co ludzie w branży prognozowania przyszłych scenariuszy określają jako „nieuniknioną niespodziankę” - coś, co wydaje się obecnie poza sferą prawdopodobieństwa, możliwość w dużej mierze poza radarem, która w rzeczywistości prawie na pewno w pewnym momencie się zdarzy.”
Wg. Hilary Moore istnieją trzy narracje dotyczące zmian klimatu, które choć często wykorzystywane przez ruchy postępowe, łatwo można zaanektować i zakuć w ramy prawicowego dyskursu. Są to: ochrona środowiska, przeludnienie oraz anty-korporacjonizm:
“Ochrona środowiska staje się niebezpiecznym argumentem, gdy określona grupa ludzi zostanie zidentyfikowana jako przyczyna paniki. Umiarkowana narracja prawicowa może wskazywać osoby z zewnątrz jako źródło zanieczyszczenia, podczas gdy narracja skrajnie prawicowa może kreślić obraz intruzów lub pasożytów niszczących integralność środowiska, a być może także społeczeństwa. Ten rodzaj natywizmu, wzywający do uznania wyższości interesów "rodzimych mieszkańców nad imigrantami jest dziś powszechny w wielu skrajnie prawicowych i faszystowskich grupach i łatwo łączy się z argumentami na rzecz ochrony środowiska.”
“Kuszące może być twierdzenie, że przeludnienie jest główną przyczyną degradacji klimatu i środowiska, tj. Że jest zbyt wielu ludzi i zbyt mało zasobów naturalnych, takich jak świeża woda, zdrowa żywność, czyste powietrze i źródła energii. Argument ten rodzi jednak pytanie, w jaki sposób społeczeństwo powinno dążyć do zmniejszenia liczby ludzi na planecie.”
Postrzeganie władzy korporacyjnej jako mrocznego spisku, a nie wyniku szerokiej logiki systemowej, jest niebezpiecznym błędem. Po pierwsze, abstrahuje od logiki systemowej. Po drugie, teorie spiskowe były historycznie żyznym gruntem dla antysemickiej i ksenofobicznej propagandy. Takie narracje potrafią wprowadzić skrajnie prawicowe taktyki kozłów ofiarnych i teorii spiskowych do głównego nurtu społeczeństwa.
Beth Gardiner w lutym na łamach New York Times ostrzegała:
Od Francji, przez Waszyngton po Nową Zelandię, gniewne głosy twardej prawicy - nacjonaliści, populiści i inni nieklasyczni konserwatyści - zbierają stare motywy środowiskowe i dostosowują je do potrzeb chwili, obarczając je obawami o przyszłość. W ten sposób dają potężne nowe ramy do zestawu problemów typowo wiązanych z lewicą. Często podkreślają to, co uznają za głęboką więź między ziemią narodu a jego ludem, aby wykluczyć tych, którzy ich zdaniem nie przynależą. Niektóre zwroty naukowe, takie jak „gatunki inwazyjne” - obce rośliny lub zwierzęta, które rozprzestrzeniają się bez kontroli w nowym ekosystemie - są skierowane do imigrantów i mniejszości rasowych i etnicznych. A oto, co naprawdę mnie przeraża: ta dynamika może się nasilić, ponieważ pogłębiające się zmiany klimatu powodują nowe napięcia, które mogą zrównać narody i grupy przeciwko sobie.
Jako najbardziej znamienne pośród przykładów rosnących wpływów ekofaszyzmu przywołać można dwa zbiorowe morderstwa z 2019 roku - chodzi o strzelaniny w El Paso w Texasie i Christchurch w Nowej Zelandii, gdzie sprawcy w swoich manifestach bezpośrednio odwoływali się do idei ekofaszyzmu.
Jak pisał Luke Darby na łamach GQ:
“Morderca z El Paso zatytułował swój manifest „Inconvienient Truth”, prawdopodobnie w nawiązaniu do alarmującego o zmianach klimatycznych dokumentu Al Gore’a z 2006 roku.
„Dewastacja środowiska stanowi ogromne obciążenie dla przyszłych pokoleń. Korporacje zmierzają do zniszczenia naszego środowiska poprzez bezwstydnie nadmierne gromadzenie zasobów” - pisał. „Jeśli uda nam się pozbyć wystarczającej liczby ludzi, nasz styl życia może być bardziej zrównoważony”.
Obwinił także amerykańską kulturę konsumpcyjną za szkody w środowisku: “Świeża woda jest zanieczyszczana w wyniku działalności rolniczej i wiertniczej. Kultura konsumencka wytwarza tysiące ton niepotrzebnych odpadów z tworzyw sztucznych i odpadów elektronicznych, a recykling w celu spowolnienia tego procesu prawie nie istnieje. Rozrost miast tworzy nieefektywne metropolie, które niepotrzebnie niszczą miliony akrów ziemi. Wszystko, co widziałem i słyszałem w moim krótkim życiu, doprowadziło mnie do przekonania, że przeciętny Amerykanin nie jest skłonny do zmiany stylu życia, nawet jeśli zmiany powodują jedynie niewielką niedogodność.”
Zabójca twierdził również, że zainspirował go morderca z Christchurch w Nowej Zelandii, który zabił 51 osób w dwóch meczetach i, w swoim własnym manifeście, nazwał siebie „eko-faszystą”. Opisał imigrację jako „wojnę ekologiczną” i twierdził, że „nie ma nacjonalizmu bez ekologizmu”.
Wśród nieco bardziej współczesnych źródeł inspiracji dla ruchu ekofaszystowskiego wymienić należy jeszcze kilka postaci i pozycji.
Paul Eirich, entomolog ze Stanford, opublikował w 1968 roku pozycję “Population Bomb”, w której argumentował, że dewastację ekologiczną i większość problemów społecznych na Ziemi można przypisać przeludnieniu, sugerując jako rozwiązanie sterylizację. Publikacja Eiricha była jednym z impulsów, który przyczynił się do organizacji pierwszego Dnia Ziemi. Motyw przeludnienia jest jednym z argumentów uzasadniających rasistowskie postulaty ekofaszystów.
Identytarianie, środowisko kojarzone z osobą Richarda Spencera, odwołują się do myśli i twórczości francuskiego “filozofa” Renauda Camusa, autora hasła “Grand Replacement”, szkicującego wizję zastępowania “kultur natywnych” przez “napływowe” i postulującego rozdzielność kulturową.
Fiński “myśliciel” Pentti Linkola - to twórca szeroko rozpowszechnionej metafory “Pełnej łodzi”:
“Kiedy łódź ratunkowa jest pełna, ci, którzy nienawidzą życia, będą próbować załadować ją większą liczbą ludzi i zatoną. Ci, którzy kochają i szanują życie, wezmą topór i odetną nadmiarowe ręce, które przylegają do burty łodzi”
Analizę motywów i nurtów ekofaszystowskich wśród rodzimego ruchu narodowego odnaleźć możemy w pogłębionej analizie środowisk związanych z ideą Wielkiej Lechii Przemysława Witkowskiego.
Prześledzenie związków skrajnej prawicy i ruchu ekologicznego to nie tylko kwestia swoistego trzymania ręki na politycznym pulsie. To także sposób na odkodowanie pewnych ekologicznych narracji, motywów, które - choć wydawać się mogą progresywne - wyrastają bezpośrednio albo łatwo mogą zostać powiązane z ideologią far-rightu.
Świetnym przykładem takiego motywu może być przebijająca się w kontekście pandemicznym teza o “zasługach Covid-19 dla kryzysu klimatycznego”. Jak pisze w New Statesman Sharah Manavis:
“Przez ostatnie dwa miesiące ludzie intensywnie dzielili się obrazami zwierząt powracających do miast, mówili o wirusie w kontekście “uzdrawiania się przyrody” czy też powtarzali hasło że “to ludzkość jest wirusem” [przyp. które - choć przypisywane brytyjskiemu ruchowi Extinction Rebelion, okazało się być próbą zdyskredytowania tego środowiska przez ruchy alt-rightowe!].
(…)Chociaż nie można oczywiście powiedzieć, że każdy, kto użył jakiejś wersji sformułowania „To my jesteśmy wirusem”, sam jest faszystą, jednak nietrudno jest wskazać wpływy tej mentalności na tego typu twierdzenia. I podczas gdy ekofaszyzm pozostaje względnie niszowy w wielkim schemacie rasistowskich, prawicowych ideologii, dyskurs dookoła koronawirusa mógłby katapultować go do głównego nurtu.”
Analizy połączeń między motywami ekofaszystowskimi a narracjami pozornie klasycznie ekologicznymi w kontekście koronawirusa podejmuje się też na łamach Grist Sierra Garcia.
Inną ciekawą analizę subtelnych motywów ekofasztystowskich we współczesnych narracjach środowiskowych znajdziemy w turbociekawym tekście autorstwa Richarda Smytha, który ukazał się w zeszłym roku na łamach New Statesman. W “Nature’s writing fascists roots” autor naświetla przesyconą ksenofobią i rasizmem historię wielu uznanych za kluczowych autorów tak modnego teraz nurtu literatury przyrodniczej.
W swojej niezwykle wpływowej książce “J jak Jastrząb”, Helen Macdonald opisuje scenkę, jak oglądała stado jeleni (...) w pobliżu domu swojej matki
Przechodzący obok mężczyzna w średnim wieku zauważa: „Czy to nie daje ci nadziei?” "Nadziei?" „Tak” - mówi. „Czyż nie jest ulgą, że wciąż istnieją takie rzeczy, wciąż pozostała część Starej Anglii, pomimo wszystkich przybywających imigrantów?”
Stara Anglia: kraina zielona, ale także oczywiście biała.
Z kolei Samuel Miller McDonald w Current Affairs zwraca uwagę na to, jak skupiając się na ekofaszyźmie tracimy czujność na patologie liberalizmu.
Oczywiście - jak słusznie zauważyła w przywoływanym przeze mnie na wstępie raporcie Hilary Moore - i co podkreśla w swoich pracach także Staudenmaier - obranie przyrody czy klimatu jako punktu odniesienia dla analiz politycznych nie jest jako takie nacechowane ideologicznie. Stąd wszystkie właściwie tropy i motywy obecne we współczesnych narracjach środowiskowych mogą zostać określone jako “przynależne” zarówno do jednej, jak i drugiej strony politycznego boiska. Jednak, jak poetycko ujął to Smyth:
Faszyzm to zaradny pasożyt. Do niewielu dziedzin współczesnego życia nie umiał znaleźć drogi. Być może nie jest tak, że pisanie o naturze lub, bardziej ogólnie, żarliwy ekologizm są same w sobie szczególnie podatne na jego wpływy (…). Martwi mnie jednak to, że gdy chodzi o naturę, gdy piszemy, rozmawiamy i myślimy o naszych relacjach z dzikimi organizmami i dzikimi krajobrazami, pozwalamy sobie opuścić gardę, stracić na chwilę czujność.
Być może, pijani śpiewem ptaków, senni wśród dzikich kwiatów, na wpół wyobrażamy sobie, że Stara Anglia, ta zielona i przyjemna kraina, była przecież prawdziwa, a nie, jak pisała Helen Macdonald, „wyimaginowaną przestrzenią, krajobrazem zbudowany ze słów, drzeworytów, filmów, obrazów i malowniczych rycin”.
„Znajdujemy pocieszenie w obrazach”, pisze Macdonald, „i czyścimy wzgórza historii”. Zatracamy się w zadumie Edenu. Wąż szepcze nam do ucha, a my - słuchamy.
Ściski
Got